Za tobą pójdę jak na bal... karnawałowy
"Cała sala śpiewa z nami, tańcząc walca, walczyka parami"... ech, to były czasy. Eleganccy mężczyźni, piękne kobiety, muzyka na żywo oraz - niezaprzeczalny symbol karnawału - lorneta z meduzą. I choć wydawać by się mogło, że owa zakąska to relikt poprzedniej epoki, okazuje się, że to właśnie galareta z nóżek jest najczęściej wybieranym elementem "zimnej płyty" i szczerze powiedziawszy, kompletnie się temu nie dziwię.
Święta, święta i po świętach
Minęły święta i sylwester. Koniec roku to dla wielu z nas moment, w którym kończy się pewien etap i zaczyna zupełnie nowy czas w życiu. Jednak ten okres to w świecie gastronomii - kolokwialnie mówiąc - szczyt żniw. Szczyt zbiorów trwających od 20 grudnia do mniej więcej 15 lutego. Restauratorzy jeszcze nie zdążyli podsumować końca roku, a za pasem zabawy karnawałowe i walentynki, które już na dobre zagościły w sercach nie tylko tych młodych zakochańców, ale i spędzających ze sobą jesień życia.
Cała sala śpiewa z nami,
tańcząc walca, walczyka parami
Czas zabaw to najwspanialszy, po okresie wesel, moment roku. Najwspanialszy dla gości, ponieważ stanowi ogromne wyzwanie dla organizatorów szeroko rozumianej kultury. Bo czymże jest wspólne biesiadowanie, zasiadanie do stołu czy taniec, jeśli nie ważnym elementem kultury każdego narodu. Od lat przygotowanie wydarzenia łączącego pokolenia jest - co by nie powiedzieć - zadaniem niełatwym. Wynika to chociażby z usposobienia do życia, pokoleniowej przepaści intelektualnej czy muzyki, która wyborna dla jednych, nie koniecznie musi być tak wspaniale odbierana przez innych. Jest jednak pomost łączący ze sobą ludzi w każdym wieku, niezależnie od wiary, kierunku politycznego czy wiedzy. Lorneta z meduzą.
Lorneta z meduzą
Ta prosta potrawa jest swego rodzaju fenomenem. Podobnie jak Lenin, galareta jest wiecznie żywa i mam wrażenie, że z roku na rok coraz popularniejsza i pożądana - co ciekawe - zarówno przez dorosłych i starców, jak i dzieci oraz młodzież. Gdy do owej galarety dodamy barszcz z krokietem, sałatkę jarzynową i śledzika, otrzymamy kapitalny przepis na udaną zabawę. Oczywiście, nie śmiałbym kwestionować wybornych terrin czy vol au ventów, ale w dobie przerostu formy nad treścią warto pochylić się nad starymi sprawdzonymi smakami i odczarować ich blask na nowo. Ot, wyzwanie! I choć nieco ironicznie i z dozą rubasznego uśmiechu wspominam standardy towarzyszące do dziś dziesiątkom przyjęć, to chciałbym właśnie w ten sposób podkreślić wartość kulturalną potraw. Danie jako łącznik międzyludzki. Ważny pomost, ba, cała infrastruktura jednocząca w imię smaku! A swoją drogą, chyba coś jest na rzeczy, wszak regularnie, od lat, najszybciej znikają bilety tam, gdzie tematem przewodnim jest Polska Ludowa ze swymi przywarami, ironiami i... bufetem pełnym zaskakujących, ale znanych smaków.
Miłość Ci wszystko wybaczy.
No, może poza wysmażonym stekiem?
Innym, ważnym w kalendarzu dniem - szczególnie młodych - jest 14 lutego. I mimo ogólnopolskiego ujękiwania w temacie amerykańskiego święta, które zaśmieca tradycje Rzeczypospolitej, osobiście uważam, że każdy sposób na celebrowanie miłości jest dobry. Walentynki to ździebko trudniejszy temat niż zabawa karnawałowa, gdyż miłość w tym wyjątkowym dniu potrzebuje szczególnego anturażu. Tu ani lorneta, ani meduza nie będą odpowiednim wyborem. Za to ostrygi na przystawkę, skąpane w kilku kroplach szampana, ozdobione kąskami pomelo i wyserwowane na kruszonym lodzie oczarują nawet najbardziej zatwardziałą księżniczkę. Na danie główne polecam chateaubriand z sosem na bazie szalotek i gruszki, następnie selekcja serów z konfiturą z cebuli i figi oraz tiramisu z białą czekoladą i malinami. Brzmi dobrze? To jedynie propozycja marzyciela, który oczami wyobraźni spogląda na salę i dostrzega radosne oczy swoich gości? ale nie od dziś wiadomo, że są to potrawy, które doskonale wpływają na nastrój i są wręcz oczekiwane w kartach przygotowanych na walentynkowy weekend. Jakiś czas temu przygotowałem propozycje ukierunkowane specjalnie dla Panów i Pań - o dziwo okazało się, że płeć piękna mimo dbania o linię, niekoniecznie wybierze sygnowaną sałatkę z suszonymi pomidorami, za to bardzo chętnie zje średnio wysmażonego steka. Co ciekawe, Panowie częściej wybierali lżejsze dania i zamiast polędwiczki z grzybami zamawiali risotto z kalmarem. W tamtym momencie wszelkie standardy przestały istnieć w mojej głowie. Zrozumiałem, że liczy się tylko pragnienie. Subiektywna potrzeba, a nie sugestia szefa kuchni. Od tamtej chwili menu przyjęć, które przygotowuję, jest niezwykle zróżnicowane i choć pojawiają się owoce morza czy argentyńska wołowina, nigdy nie zabraknie - meduzy.
Do boju, Polsko!
Czekają nas, drodzy przyjaciele, kolejne wyzwania i szalenie intensywny czas. Bo choć, frywolnie i z przymrużeniem oka, pozwoliłem sobie wywyższyć dzisiejszym felietonem ukochaną meduzę, to doskonale wiem, że dołożymy wszelkich starań, by nasi goście poczuli się wyjątkowo podczas przyjęć, które będziemy dla nich tworzyć. Jak zawsze stoły uginać się będą pod ciężarem znakomitych potraw, przekąsek, zup i deserów. I niech właśnie tak będzie. Cieszmy się tym wyjątkowym czasem karnawału wraz z naszymi gośćmi i przybliżajmy tajniki smaku, bo tego oczekują przechodzący progi restauracji niezależnie od wieku, stanu posiadania czy nastroju.
Wspaniałego czasu!
autor: Michał Bałazy