Manifest przeciwko sztucznej kuchni
Szef kuchni, muzyk, miłośnik historii. O łączeniu kulinarnej pasji z miłością do muzyki, cyklu nietypowych kolacji, wartości lokalnych produktów oraz stanie polskiej gastronomii rozmawiamy z Rafałem Niewiarowskim, właścicielem i szefem kuchni restauracji Dym na Wodzie w Słupsku.
Nazwa restauracji to bezpośrednie nawiązanie do twórczości Deep Purple?
Tak jest! Wpadłem na ten pomysł jeszcze, gdy byłem w Ustce. Restauracja miała wtedy widok na morze. Wędzenie, dymienie i bliskość morza spowodowały, że powstała nazwa inspirowana zespołem Deep Purple.
Muzyka towarzyszy Panu na co dzień, bo jest Pan nie tylko szefem kuchni, ale i muzykiem - gitarzystą oraz kompozytorem. Czy te dziedziny można połączyć?
Da się to zrobić, tylko wiecznie jest mało czasu. Raz w tygodniu spotykam się ze znajomymi, żeby tworzyć. Jesteśmy teraz w trakcie nagrań, tak że niedługo będzie można posłuchać naszej muzyki.
Jakiś czas temu wspominał Pan, że teksty Waszych piosenek są o życiu, dlatego odpowiednią nazwą zespołu będzie Life. Czy nazwa przyjęła się na stałe?
Słowo life zostaje, ale dołożyliśmy do tego drugi człon. Będąc z wokalistą zespołu, Wojtkiem, i Kurtem Schellerem na koncercie The Who w Londynie, dotarło do mnie, że samo Life nie wystarczy. Musimy coś dodać. Choćby jakiś przymiotnik. Padły dwie propozycje, a następnie Wojtek wymyślił, aby dołożyć słowo addict. W ten sposób powstała nazwa Life Addict, czyli uzależnieni od życia.
Czy muzyczne inspiracje wpływają na Pana styl gotowania?
Kiedy organizowałem tzw. prymitywne kolacje w jaskiniach, duży wpływ wywierał na mnie zespół Slipknot. Chciałem jak najbardziej zbliżyć się do surowego prymitywizmu. Otwarty ogień, pękające kości, krew, mięso. Fajnie wyszło.
Planuje Pan organizację podobnego projektu?
Trudno powiedzieć. Na razie mam głowę zaprzątniętą kończeniem singla, musimy skończyć trzy piosenki. Do tego gastronomia zmieniła się po pandemii. Nie ma już takiego błysku. Jest masa dobrych szefów kuchni, ale skala życia gastronomicznego, złożonego z licznych foodies, zmalała.
Mimo to czuję, że muszę dokończyć cykl "Powrót do korzeni". Chciałbym kolację ze zjazdu gnieźnieńskiego odtworzyć na podstawie informacji z wykopalisk archeologicznych ze Wzgórza Lecha. Archeolodzy znaleźli tam szczątki zwierząt, dzięki czemu wiemy, co królowało na stołach. Na podstawie tej wiedzy chciałbym, wraz z innymi kucharzami, odtworzyć kolację gnieźnieńską. Na pewno pomógłby mi w tym Jarek Dumanowski, który pracował z nami przy poprzednich projektach.
CAŁY ARTYKUŁ