Co dajesz, to dostajesz

Co dajesz, to dostajesz

Mimo że ma na koncie lata doświadczeń, wciąż jest głodny nowych wyzwań. O przekazywaniu wiedzy młodym adeptom kulinariów, zaangażowaniu w liczne projekty i poczuciu prestiżu rozmawiamy z Mirosławem Ciołakiem, szefem kuchni restauracji Siesta w Hotelu Red*** w Ostrowcu Świętokrzyskim.

Kiedy zaczęła się Pana przygoda z gotowaniem?

Ta przygoda zaczęła się burzliwie, w okresie transformacji ustrojowej, w trakcie nauki w szkole gastronomicznej w Kielcach. Początkowo nie wiedziałem, kim chcę zostać. W domu panowało przekonanie, że skoro pomagam mamie, to nadaję się do pracy w kuchni. W podstawówce byłem bardzo dobry z matematyki, zresztą do tej pory liczby nie sprawiają mi problemu, dlatego, gdybym na dalszym etapie nauki spotkał więcej nauczycieli, którzy wspieraliby mnie w tym kierunku, to prawdopodobnie nie byłbym dziś kucharzem. Wyszło inaczej. W związku z tym, że od drugiego roku życia borykam się z niedosłuchem, a aparaty pojawiły się w moim życiu dopiero w wieku osiemnastu lat, przechodziłem trudny okres.

Wybierając szkołę gastronomiczną, widział się Pan w roli szefa kuchni?

Trzeba pamiętać, że szkoła gastronomiczna trzydzieści lat temu a dziś to zupełnie inna bajka. Wtedy do dyspozycji mieliśmy książkę kucharską i trzeba było sobie wszystko wyobrażać. Teraz jest dostęp do wielu różnych narzędzi, książek, Internetu, a na każdym kanale mamy program o gotowaniu. Dzisiejsza młodzież ma łatwiej, ale nie ma takiego zapału do tego tak, jak my dawniej. Dla mnie i moich rówieśników najważniejsza była praktyka. Wiadomo, w tamtych latach nie było tak wielu renomowanych restauracji, dlatego odbywałem praktyki w dużych stołówkach. Nauczyłem się podstaw, które w przyszłości miały ogromne znaczenie.

Po skończeniu szkoły ponownie nastał czas, gdy nie wiedziałem, co robić. Służba wojskowa mnie ominęła, a jakiś czas później zaproponowano mi pracę w kieleckiej restauracji Cztery Pory Roku. Później z różnych okoliczności wybrałem pracę w zakładzie masarskim. Patrząc z perspektywy czasu, widzę, że rozbiórka mięsa to jedno z kluczowych zagadnień w pracy szefa kuchni. Ta wiedza przydała się, gdyż po kilku latach, postanowiłem wrócić do gotowania.

Ta decyzja ukierunkowała Pana dalszą karierę?

Zacząłem od nowa. Znalazłem pracę w nieistniejącym już, ale najlepszym na tamte czasy w województwie świętokrzyskim, hotelu Gromada. Wchodząc tam, czułem, jakbym znalazł się w innym świecie. Towarzyszyła mi cała plejada kucharzy. Byłem pięć lat do tyłu, jednak szybko nadrabiałem zaległości. Nocami wyciągałem ze strychu książki, aby przypomnieć sobie to, czego nauczyłem się w szkole. Miałem dwa tygodnie na przystosowanie się do nowych warunków.

CAŁY ARTYKUŁ

>KLIKNIJ TUTAJ<